Coach- słuchać, czy nie słuchać?

Oczywiście nie myślę, że pozjadałam wszystkie rozumy, że jestem najmądrzejsza i nie mam już czego się uczyć.. ale!
Przeczytałam w swoim życiu mnóstwo książek.
Briana Tracy ego, Maxwella, Grzesiaka i innych kołczów.
Bywałam na naprawdę wielu szkoleniach, wykładach. Poznałam ich osobiście. Oczywiście- serdecznie im gratuluje i jestem pod wrażeniem. Podziwiam i szanuję.

Ale.. Wiesz jak to jest kiedy ktoś Ci mówi o takim pysznym ciastku, lekko kwaśnym, nieco chrupiącym, które jest najlepsze na świecie, a okazuje się, że to szarlotka, którą jesz co tydzień u mamy..?
No to trochę tak było ze mną.

O potędze podświadomości tata mówił mi od dziecka. Gdy coś mnie bolało kazał wyobrażać sobie, że tak nie jest. Mówił o rzeczach, które sprawdzają się, gdy odpowiednio je zwizualizujesz. Nie zawsze tę wiedzę wykorzystywałam w dobrym aspekcie.
Np zawsze bałam się kilku rzeczy: raka, bycia zdradzoną i skrzywdzenia kogoś.
Oczywiście im mocniej o tym myślisz, tym mocniej zaczyna to kiełkować w Twojej głowie. A Twoja podświadomość nie odróżnia złej intencji od dobrej, więc myśli sobie “okej, skoro ona wciąż o tym myśli to znaczy: wykonaj”. Tak też się stało. Odhaczone.
Wykorzystywałam podświadomość też do dobrych rzeczy.
“Niech pojawią się na teście pytania z tego działu” (załatwione!) lub “muszę mieć kasę na tę sukienkę” (ooo! Super, wybrali mnie na hostessę, starczy na ciuszek) albo “chciałabym mieć braciszka” ?
To ostatnie życzenie to naprawdę ciekawa historia. Wyobraź sobie, że tak bardzo chciałyśmy z siostrą mieć brata, że stworzyłyśmy ołtarzyk z bobaskami i codzień przed snem modliłyśmy się o bejbika. I tak też w wieku 12 lat zostałam siostrą brata ???(Ale jakiegoż brata! Takiego, co to wygrywa historyczne i geograficzne konkursy i na arenie wojewódzkiej zgarnia wszystko co się da otrzymując możliwość wyboru dowolnego liceum!??)

Tak więc kiedy przeczytałam swoją pierwszą książkę o podświadomości i motywacji pomyślałam “yyyyyy… No przecież ja to wiem”.
I tak kolejne te najbardziej znane “Sekret” “Potęga podświadomości” “Obudź w sobie olbrzyma” “Potęga pewności siebie” “Zmień myślenie, a zmienisz życie” Pocałuj tę żabę” itd utwierdziły mnie w przekonaniu, że każdy z autorów pisze o tym samym – w inny sposób, ale o tym samym.

Jeśli zaczynają powstawać programy kabaretowe i stand up owe o kołczach tzn, że rynek jest już nieco przesycony.
Choć rozwój osobisty to wciąż dobry biznes, to według mnie niewiele osób nadaje się by być motywatorem. A jeszcze mniej ludzi staje się dzięki nim zmotywowanym.

Cały ten kołczing może też wyrządzić sporo krzywdy.
Ja np jeszcze do niedawna byłam łowcą. Miałam sto tysięcy myśli na minutę (teraz 99tys ;)), milion pomysłów na siebie, na biznes, na świat.
Cele, marzenia, pogoń. Kto więcej, kto lepiej, kto szybciej. Więcej książek, więcej szkoleń, więcej klientów, więcej pieniędzy, więcej podróży, więcej spotkań, więcej znajomych, więcej, więcej, więcej…
I dzień za dniem przeświadczenie, że to i tak za mało, za wolno, zbyt leniwie.
I wzmagający stres, nie ten odczuwany, ale ten w środku, niszczący. Ta sama adrenalina, która dodaje mocy, za chwilę staje się trucizną dla organizmu. Ta sama wielka miłość dająca siłę, może stać się toksyczną, paraliżującą. Te duże pieniądze dające teraz radość mogą stać się czymś, co oddala od siebie ludzi.
Rzeczy dobre tylko w odpowiedniej dawce i proporcjach. A łatwo się zagubić. Łatwo stracić głowę. Kiedy wkoło wszyscy dokądś biegną.
Kiedy pani na szkoleniu mówi “10lat pracowałam ciężko po 18h, żeby teraz móc pojechć do Japonii, kupić mieszkanie i zatrudniać 30 pracowników.” Myślę sobie, proszę pani, mnie za 10lat to może już nie być.
Osobiście wolę w grudniu pojechać do Tajlandii, wydając dużą część swoich oszczędności, bo może za rok spadnie na mnie samobójca, albo, albo. 

Tak więc ten kołowrotek, w którym byłam, zdrowie, które przez to straciłam, przerost ambicji, który dużo zabił sprawił, że jestem tu gdzie jestem, robię co robię i jestem szczęśliwa. Tak naprawdę Szczęśliwa.
I jeśli ktoś Ci mówi, że COŚ MUSISZ, aby być w pełni szczęśliwym – to mu nie wierz. Nic nie musisz.. szczęście nie mierzy się zerami na koncie, ilością dyplomów czy certyfikatów.
Czasem większą radość daje głupia przejażdżka po mieście, wejście na dach budynku, posłuchanie grajka na ulicy, dotknięcie zimnej wody w morzu, smak białej bułki z pasztetem, dotyk, na który czekasz…

  •  
  •  
  •  
  •  
  •  

komentarze w “Coach- słuchać, czy nie słuchać?” (2)

  • Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.