PRZEJDŹ DO NAJNOWSZYCH WPISÓW

“Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca?”

Wszystko, czego się boimy przestaje być straszne w momencie oswojenia.
Myślisz o czymś, co wydaje Ci się tak straszne i tak dalekie, po czym zbliżając się, widzisz, że przeskoczysz. Bo musisz. Chcesz. I Wiesz, że możesz!

Czy kiedyś bym pomyślała, że tyle w życiu dam radę przejść..?
Czy dałabym radę bez tych ludzi, których mam szczęście mieć obok..?
Czy Mama pomyślałaby, że codzień będzie wozić córce do szpitala pełen zestaw cateringowy przystosowany do jej potrzeb..?
Czy Siostra pomyślałaby, że przepłacze kolejne noce z bezsilności..?
Czy Mąż pomyślałby, że będzie warował przy łóżku swojej żony 13h..?
Czy nasze relacje byłyby tak bliskie, gdyby nie kolejny Wielki Egzamin..?
Czy wiedziałabym jak odróżnić Prawdziwych Przyjaciół od zwykłych znajomych..?
Przecież wszystko jest po coś.. takie błahe słowa, a tak prawdziwe. Krzysztof Ziemiec w swojej książce o tym tytule doskonale wyjaśnia ich sens.

Paraliżujący strach przed czymś co mam już za sobą, kolejny etap reperacji za mną. Przybliżam się małymi krokami do celu. Na dzień dzisiejszy- wyzdrowieć. Zaufać mężowi, że nie ma innej opcji niż “będzie dobrze”, lekarzom, że wiedzą co robią i w końcu przede wszystkim Bogu. Kiedyś myślałam, że wszystkie te moje przypadłości i choroby to karma, która zrobi co swoje i pójdzie dalej. Teraz wiem, że zostałam wybrana jako ten siłacz, który da radę dźwignąć to, co dostanie. Ile by nie dostał. Bo skoro zostałam wybrana, to znaczy, że chyba mam w sobie Tę Moc.

Jak kulturysta, który dostaje nowy plan od trenera i wie, że aby uzyskać progres musi go wykonać. Jak student medycyny, który dostaje materiał do nauki i aby zdać musi się nauczyć. Jak matka, która wie, że musi przeć mimo bólu, aby zobaczyć swoje maleństwo.
Jak sprinter zdający sobie sprawę, że setne sekundy mogą stanowić o porażce lub wygranej.
Kulturysta w walce o mistrzostwo nie powie “nie dam rady”. Ambitny student, który chce być lekarzem nie pomyśli “mam to gdzieś, może zdam bez nauki”. Rodząca matka nie przestanie przeć, dlatego, że boli.
Sprinter nie stwierdzi, że przy mecie da krótszy krok, bo mięśnie odmawiają posłuszeństwa, a serce łomocze jak szalone..

Może to znak “napisz w końcu tę książkę i podziel się dokładnie tym co udało Ci się pokonać”, a może “bądź jeszcze bardziej pokorna”, lub “znajdź sposób, by pomagać takim jak Ty, nie mającym wokół siebie tyle wsparcia, bądź wewnętrznej siły”?
A może wszystko naraz..
W końcu lekarz nie mówi każdemu pacjentowi, że nie wie jak daje radę “normalnie” funkcjonować przy podaży dwóch najsilniejszych sterdydów, 3 antybiotyków, 2 immunosupresantów podawanych trzy razy dziennie plus garści leków i tego co teraz.. Takie rzeczy się przecież nie dzieją..
Ale przecież właśnie się dzieją..

Tak sobie myślę leżąc w półmetrowymi kablami w żyle podobojczykowej przyszytych do mojej skóry czterema szwami..

Pierwsza randka, a może tylko spotkanie cd 2

„Już jestem niedaleko Uv”- piszę.
„Poczekaj, wyjdę po Ciebie”- w odpowiedzi od niego wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Zestresowana. Podekscytowana. Niepewna. Nieśmiała. Jak nigdy 😉 Jak wypadnę. Przed nim. Przed jego znajomymi.
Wchodzimy. Zabiera mój płaszczyk, zawiesza w szatni. Plus dla niego. Jesteśmy na górze. Przedstawia mnie.
„To jest Marta. Mówiłem Wam, że do nas dołączy”. Od razu zaznaczył mocno, że jestem „z nim” zabierając mnie do baru.
„Czego się napijesz?”- zapytał lekko już wstawiony.
Biała koszula, granatowe spodnie. Elegancko i z klasą. Chociaż na tamten moment pomyślałam, że zbyt. A może ja zbyt dziadowsko..? Tak czy inaczej przyjechałam autem, więc stanowczo odpowiadam „wodę z cytryną”- czyli mój standardowy zestaw imprezowy.
A może red bull..? W każdym razie na alkohol nie dałam (mu) się namówić.
Zaczynam rozmawiać z Kasią. Przyjaciółką Łukasza. Lubię poznawać nowych ludzi. Szczególnie, gdy są otwarci i rozmowni. Kasia jest.
Przyjęła mnie jak swoją. Kolejni znajomi. Wszyscy uśmiechnięci, pozytywni. Pijani 🙂
Kasia zaczyna: „Marta, ale to niegrzeczne, że tylko Ty nie pijesz. Jesteś wśród nowych ludzi. Nie wypada nie pić” – troszkę mi wjechała na „ambicję”.
Myślę sobie – auto może będzie odpowiednim argumentem..?
Nie udało się.
„Dziewczyno, od czego są taksówki?! Nie przyjmuję odmowy”- odpowiada kontrargumentem Kaśka.
Szybka kalkulacja – wypiję, pobawię się, odjadę taxą; przecież jestem dorosła. Wolna. Mieszkam sama.
Może trochę wyluzuję. Bo wiecie jak to jest, gdy jesteś jedynym trzeźwym wśród pijących..? Patrzysz i myślisz, że sobie żartują; potem jednak zauważasz, że to zachowanie jest na serio 😉 I myślisz „o boże”. I czekasz, aż wyjdziesz. Ty, nie oni.
Dobra jedziemy z tym. Zamawiam drinka. Piję. Tańczymy. Łukasz porywa mnie do tańca. Nieśmiały uśmiech. Mój. Jego śmiały. Mój za kilka drinków pewnie też będzie odważniejszy. Podobnie jak taniec. Na ten moment nie pozwalam mu się zbliżyć i zaburzyć mojej strefy komfortu. Kokietuję uśmiechem, spojrzeniem 🙂 Doskonale wiem jak to się robi. No i już jest mój. Od teraz zależy ode mnie już wszystko 😉
W moich oczach „tak łatwo ci nie pójdzie” na zmianę z „zaszalejmy”.. 😀
Postanawiamy przenieść się do Maski. Pomaga założyć płaszcz. Docieramy na miejsce. W Masce zamawiamy na zmianę szoty i drinki.
„Czego chciałabyś się napic?”- pyta.
„Zaskocz mnie” – nie zaskoczył, ale do dziś martini ze sprite’m to mój ulubiony drink 😉
Tańczymy. Wciąż uciekam. Goni mnie. Bawię się tym. Bo lubię. Bo umiem.. 🙂 Myśli, że mnie upije, więc zaprasza do baru nazbyt często. Zgadzam się, bo myślę coraz luźniej i coraz mocniej w kategoriach „jestem dorosła ble ble ble”.
Tańczymy w kółku z JUŻ Naszymi znajomymi.. powłóczyste spojrzenia, seksowne ruchy.. jest ciepło 🙂 coraz cieplej 🙂 gorąco 🙂 ….choć na zewnątrz zimno jak diabli….

Pierwsza randka, a może tylko spotkanie :) cd

…no więc tak bardzo chciałam, aby znów się uśmiechnął. Bo ten uśmiech jego taki, że.. chce się go widzieć, po prostu. Zauważyliście, że prawie każdy człowiek zyskuje podczas uśmiechu..? Pomijam kwestie wizualne. CZŁOWIEK UŚMIECHNIĘTY wzbudza pozytywne emocje, sprawia, że chce się z nim przebywać, poznawać, rozmawiać.

Wracając.

Wstał. Podszedł do okna. Chyba uznał, że pora zmienić pozycję. Dotknęłam jego ramion, przesunęłam dłoniami po plecach -oczywiście w myślach. I to zanim zdążył się odwrócić. Wstałam i ja. Wyjrzał przez okno. 
„Piękny masz stąd widok”- powiedział.
„Tak, owszem”- odpowiedziałam postanawiając, że skoro „już go mam” (pamiętacie, drżące ręce na telefonie przesuwające zdjęcia..? ;)) to czekam na ruch nie rozpoczynając nowego tematu. Tylko weź się postaraj- myślę. Jakieś konkrety. Do rzeczy. Zapytaj, zaproponuj coś. 
Jest piętek. Przyjechałeś na weekend. Jesteś wolny. I ja. Drżały ci ręce. 
Jakby czytał w moich myślach.. 
„Co robisz…” -zaczął.
Nie pozwalając, aby zakończył inaczej, niż sobie życzyłam dokończyłam za niego – „..dziś wieczorem..?” 🙂 
No dobra, jestem zbyt pewna siebie, by pomyśleć, że to nie wyjdzie, nawet gdyby chciał zapytać o coś innego.. 😉
„Tak, dokładnie 🙂 (tu: TEN uśmiech) Dziś wieczorem narzeczona mojego przyjaciela ma urodziny. Może wpadniesz do uv?”
JEEEEEEEEEEEEEEA! Good job Mariposiu!
„Jasne, wpadnę, nic dziś nie mam w planach, dzięki”.
„No to super, spiszemy się wieczorem. A teraz muszę lecieć, bo to przyjęcie-niespodzianka. Musimy jeszcze sałatki zrobić”.

Kobieto, która masz dziś urodziny – myślę – uwielbiam cię za to, że je dziś masz! 🙂 

Wyszedł, a jego tyłek został odprowadzony moim wzrokiem. 
Uśmiech z mojej twarzy nie odkleił się jeszcze długo.
Spiszemy się. No dobra. A jeśli zakończyłam za niego, a on jednak nie o to chciał zapytać..? Jeśli się nie spiszemy..?
Tysiące myśli. A jeśli zrobiłam z siebie idiotkę..? Jeśli zaproponował tylko z grzeczności..? 
No i jak się ubrać?! Nie mam nic nowego!
Dobra, marsz do galerii! Kończę zatem wcześniej, odwołuję ostatnie treningi. Spieszę do Echo. Lateksowe spodnie? Przesada. Sukienka z wycięciem na dekolcie? Ta, jasne, żeby pomyślał, że pomyślałam, że to randka..? 😉
Jezu, czas goni. Wszystko „zbyt” lub „za mało”. Znajduję. Lekka, zwiewna sukienka. Pudrowy róż. Niezobowiązująca. Pasek w pasie, nierówne zakończenie odkrywająca z jednej strony kolano, z drugiej udo; delikatny dekolt. Romantyczna i seksowna. Okrągły tyłeczek zarysowany, wypracowane ramiona odkryte. Kupuję. W domu stwierdzam jednak, że jest „zbyt” i wybieram klasycznie, jakbym miała swoim strojem powiedzieć „przechodziłam przypadkiem, o! i akturat się jednak spisaliśmy, a zupełnie o tym zapomniałam..” 😉 obcisłe rurki (atut nr 1 wyeksponowany) plus lekka biała bluzka z ażurowymi dodatkami, delikatny dekolt, push up max i szpile. Pofalowane włosy, wyraźny make up i dużo dobrych perfum 🙂 

Żeby się zbyt mocno nie stresować postanawiam wpaść wcześniej do koleżanki. Rozmawiamy, śmiejemy się, ale kątem oka patrzę na zegarek. Bliska płaczu. 23:10. Spiszemy się. To pisz! Jak się będziesz chciał spisać – nie odczytam wiadomości, czekaj sobie. Tak zrobię. Na pewno! 23:14. Dobra odczytam, ale nie odpiszę. Nie będę czekać na żaden znak. 23:25- piszę ja!!! Jakby od niechcenia:
„Hej, wychodzę właśnie od koleżanki i nie wiem co dalej robić, jesteście już w uv..? :)” 
Bo przecież w planach i tak miałam odwiedzić uv.. W piątek.. o 23.30.. nawet gdybyśmy się mieli nie spisywać..
Odpowiedź otrzymuję tak szybko, że zaczynam się wkurzać, że napisałam pierwsza. A msg brzmiał „Właśnie w tej chwili weszliśmy. Wyciągałem telefon, żeby do Ciebie napisać. Za ile możesz być?”. Brrrrr… Mogłam wytrzymać te 3 minuty 😉
Dobra to teraz chwilę potrzymam Cię w niepewności. Nie odpisuję. On pisze. Wysyła zapytajniki. Zaczynam kombinować, wymyślać, że nikogo nie znam, że późno i to i tamto. A niech sobie mnie przekona. Na co on: „Wiem tylko, że dziś KONIECZNIE musimy się zobaczyć :)”. 

Pozamiatane. Cześć Sojka, lecę do UV. Czem prędzej.
Wsiadam w auto (postanawiam – hmm- jak zawsze? – nie pić) i lecę na skrzydłach.. ciekawości..? O tym dlaczego nie udało się nie zostawić auta na mieście i jak to się właściwie stało, że zostaliśmy tej nocy ze sobą do teraz i na zawsze-kolejnym razem.. 🙂

Ale miał rację. MUSIELIŚMY się spotkać.. 🙂

Taki fajny wpis:)

“Jak się masz? Co u Ciebie?”
“Zajebiście”
“Zajebiście? To takie niepolskie” mówi mój podopieczny.
Fakt. Polacy to naród, który kiedy jest dobrze odpowiada “jakoś leci”, gdy jest średnio “fatalnie”, a gdy jest naprawdę źle kiwają tylko ręką.

“Jak się czujesz?” Pyta sąsiadka.
“Super, a jak Ty?”
I uświadamiam sobie, że przecież we wtorek jade do szpitala znów na skomplikowany zabieg, a w lutym kolejne badanie, po którym okaże się czy czeka mnie mega poważna operacja. Ale czuję się fantastycznie! Jestem szczęśliwa. Mam miłość, dobrze prosperującą firmę, cudownych ludzi wokół siebie! Jestem szczęśliwa? przez duże S. Kolejny pobyt w szpitalu to po prostu kolejny pobyt w szpitalu. Odhaczyć, zapomnieć, żyć.. Kiedy wiesz, że jak by w Twoim życiu nie było to masz wkoło ludzi, którzy oddaliby za Ciebie życie, nie masz prawa się martwić.

Czasem mam ochotę potrząsnąć człowiekiem i powiedzieć mu “zacznij doceniać co masz, zamiast martwić się tym, czego nie masz!”
Po co wymyślać, skupiać się na negatywach❗️❓
Zacznij dbać o relacje, o siebie, o atmosferę wkoło. I tak- zacznij od siebie❗️
Jeśli uznasz, że sam/a jesteś okej, zacznij wymagać. Nie odwrotnie.
Uważasz, że ktoś Cię źle traktuje?
To dlaczego mu powoliłaś/łeś na to?
Dlaczego zgodziłaś/łeś się?
Bo nikt nie jest nieszanowany kto wcześniej na to nie pozwolił.
Najpierw natomiast znajdź odpowiednią osobę. Zacznij od początku. Uporządkuj siebie zanim wejdziesz w relacje. Ogarnij, opanuj, ustabilizuj.
Oczywiście, że mówię to z własnego doświadczenia, inaczej nie śmiałabym zabierać głosu.

…i zaczęłam mu mówić o tych wszystkich moich planach, marzeniach, zapisanych celach; podjarana, że tak ich wiele.
“A Ty, jakie masz cele, marzenia?”
A on ze stoickim spokojem odpowiedział “chcę być szczęśliwy, założyć rodzinę, być kochanym i kochać. Nic w życiu poza tym przecież nie ma znaczenia”..
i ścięło mnie z nóg.
Twardo stąpająca po ziemi singielka stawiająca sobie poprzeczki coraz to wyżej i facet, który mówi mi o tak cudownie prostej rzeczy..
“Zarabiałem najwięcej w momencie, kiedy byłem sam. Osiągnąłem najwięcej zawodowo będąc sam. Ale jakie znaczenie mają te sukcesy, kasa, kiedy wracasz do domu i nie masz komu opowiedzieć o nieudanym dniu, czy pochwalić się ciekawą współpracą”.
..I wtedy te moje “wielkie” cele stały się tak durne..
Spotkałam wielu facetów i każdy z nich zaczynał odpowiedź od “spotkać się w przyszłości z (ważna persona) ” “otworzyć linię perfum” “założyć trzecią firmę” “opatentować pomysł/wynalazek” (wszyscy to wspaniali cudowni ludzie, oczywiście), a on chce być szczęśliwy i kochany, bo nic nie ma znaczenia jeśli tego nie posiadasz. Proste prawda..? Wszystko pozostałe to tylko dodatek, mało ważny szczegół w perspektywie Tej Wielkiej Rzeczy.
W oczach kołcza być może mało ambitny cel, ale wszystkie kołcze niech się schowają ze swoimi zasięgami celowymi wobec najprostszej i najważniejszej rzeczy na świecie. Kochać i Być Kochanym. Bo rzadko człowiek czuje się naprawdę kochanym, prawda..? Bo wiedzieć, a czuć to dwie zupełnie inne kwestie..
Te mowy głoszące “You can do this” wszystko fajnie, ale nie każdy może ma w życiu cel “do this”. Trochę mi się to przejadło. “Możesz wszystko, zapierdzielaj!” Tylko po drodze nie zapomnij, że ten czas, który poświęciłeś 50temu szkoleniu z samodoskonalenia mógł być czasem ofiarowanym temu, kogo Kochasz.. czy naprawdę ten kołcz będzie z Tobą, gdy słaby nie możesz unieść głowy z poduszki..?
Czy będzie ci podsuwał basen pod tyłek, gdy leżysz po operacji w łóżku..? Czy da ci kubek gorącej herbaty, gdy zimą wrócisz z pracy do domu..?

..a potem poznałam jego rodzine i już wiedziałam wszystko. Wzruszające zjawisko, gdy małżeństwo po 30latach zwraca się do siebie jak para świeżo zakochanych, kiedy szacunek pomiędzy nimi to coś ponad wszystko, gdy dotyk, pocałunek “kocham Cię” to coś tak naturalnego jak oddech. Kiedy wszystko jest poukładane jak w idealnej składance. Wszystko pasuje, wszystko się zgadza. Każdy najmniejszy element tworzy piękną całość.
Wtedy wiedziałam, że przypatrując się swoim rodzicom przez całe swoje dotychczasowe życie stworzy dla Nas idealną rodzinę. Taką przez duże R. W którym dobro drugiego jest cenniejsze niż Twoje. W którym pierwsze o czym myślisz to On/Ona..

Nudy..??

O Miłości..

 

Czasem zastanawiam się czym ja sobie zasłużyłam  na tak wspaniałego męża. Najczęściej zadaje mu wtedy to pytanie, na co w odpowiedzi dostaję “a czym ja, na taką żonę?”. I to nie jest kokieteria.
Kiedyś ktoś powiedział, że im więcej dajesz, tym więcej dostajesz. To święta prawda! Jak można oczekiwać coś od kogoś nie dając tego samemu? Jak można wymagać od kogoś nie spełniając samemu wymagań? Najpierw daj – potem odbierz! Na tak wiele sposobów możesz wyrazić swoje uczucia! Wystarczy, aby Ci się chciało. Czy nie podlewając rośliny masz nadzieję, że przeżyje? Czy jedząc codzień w maku będziesz całe życie szczupły i zdrowy? Więc dlaczego nie dbając o Miłość liczysz na to, że jakoś to będzie..?

 

 

Dlaczego trwasz w przekonaniu, że facet nie może dostawać od Ciebie komplementów, bo stanie się zbyt pewny siebie i od Ciebie odejdzie..? Bzdura! Człowiek karmi się dobrym słowem. A facet to też człowiek, laski, wiecie..?;) jeśli Ty reagujesz poszerzeniem źrenic na “masz piękne oczy”, to dlaczego nie dasz trochę endorfin jemu z “ale masz duży biceps”?:)
Jeśli sama postanowisz, że będziesz najlepszym co mu się mogło w życiu przydarzyć, to z całą pewnością będzie chciał udowodnić Ci dokładnie to samo!

Zrób mu z rana kawę i jajecznicę, połóż obok karteczkę “kocham Cię”.. popołudniu dostajesz “za to” 3 róże z liścikiem miłosnym.
Zadzwoń, aby powiedzieć “tęsknię”, a będzie czekał z kolacją. Zaskocz go rano i obudź.. tak jak lubi, a wieczorem zrobi Ci odprężający masaż. I nawet jeśli wydaje Ci się, że dużo od siebie dajesz, to dawaj jeszcze więcej- kiedyś przyjdzie moment, w którym całe dobro zwrotne spłynie na Ciebie jak lawina.

 

 

Recepta na udany związek?
Ja ją znalazłam. Naprawdę długo do tego dochodziłam. Ale kiedy spotykasz kogoś, komu również nie zajęło to mało czasu wszystko staje się proste jak dwa dodać dwa. Gdy dwoje ludzi chce tego samego- nie ma szans, by nie wyszło. Dlatego teraz jestem tym/taką, kim zawsze chciałam być w związku!
Kiedyś, gdyby jakaś blond laska na imprezie uwidzicielsko patrzyła na mojego faceta, przybliżając się tanecznym ruchem do niego, zapewne albo wpadłabym w furię albo przeszła do trybu “o nic mi nie chodzi”;)
Teraz sprawa wyglada następująco:
“Kochanie, ta laska patrzy na mnie czy na Ciebie”-pyta mój mąż, jako, że powodzenie u kobiet mam równie duże jak on;)
“Oczywiście, że na Ciebie Przystojniaku, jestem dumna, że mam takiego faceta!”
“I tylko Twój” – tak!
Po czym przyciąga mnie blizej i tańczymy dalej bachate. Tzn wydaje nam się, ze tańczymy bachate. A blondynka znika zniesmaczona niepowodzeniem. Pewność siebie nie objawia się w noszeniu wysoko głowy. To mentalność, poukładanie sobie siebie. Ale o tym w osobnym wpisie..