Część 2: Zabieram Cię w wyczekiwaną, wymarzoną podróż

Po 6 godzinach dotarliśmy na miejsce. Lotnisko w Dubaju. Boże!
Nie widziałam nigdy większego miejsca! Już sam port lotniczy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. To było coś niezwykłego. Wiedziałam, że Dubaj będzie nas zaskakiwał wielkością wszystkiego, ale żeby aż tak!
Jak się okazało terminal 3, na którym wylądowaliśmy został wybudowany wyłącznie do użytku linii Emirates w momencie powstania (w 2008r.) był największym budynkiem świata pod względem powierzchni (obecnie jest drugim)! Jego budowa pochłonęła 4,5 mld dolarów.
Trzeci na świecie pod względem ilości pasażerów.
Już tam widać było niesamowity przepych i upodobanie do złota. Pierwszy raz widziałam, aby po lotnisku (wewnątrz) jeździły melexy, a byłam na wielu. Od wejścia do punktu odbioru bagaży dzieliło nas dwa dni na wschód 😉 Takie przynajmniej mieliśmy wrażenie. Już po pierwszych piętnastu minutach szybkiego marszu stwierdziłam, że czuję się jak we śnie. Wiesz, kiedy chcesz gdzieś pójść, a nogi odmawiają posłuszeństwa, albo chcesz biec, ale nie odrywasz się od ziemi 😉
Po około pół godziny dotarliśmy na miejsce wciąż nie mogąc się nadziwić pięknu (czy tak się to odmienia?) i wielkości tego miejsca.
Ten budynek nie przypominał klasycznego lotniska, a raczej pałac.
Po wyjściu klasyczny buch gorącego powietrza, po czym zimny powiew klimy w metrze kierującym się w stronę naszego bajkowego hotelu.
Po wyjściu na naszej stacji popłakałam się ze szczęścia. Z każdej strony otaczały nas ogromne wieżowce. Wszystkie pięknie oświetlone, iskrzące, jakby przechwalające się swoją wielkością. Pokazujące swoją przewagę i majestatyczność. To było niesamowite uczucie – być w tym miejscu, w tym czasie. Dotarliśmy do hotelu w 2 minuty. Od wejścia efekt WOW. Przepiękna recepcja, wszędzie mnóstwo złota, nawet płytki przed hotelem robiły wrażenie. 6 wind kierujących na piętra, z których to ma się rozpościerać cudowny widok.. Jedziemy na nasze 53-cie z ogromnym podekscytowaniem. Ciśnienie zatykające uszy, motyle fruwające w brzuchu i delikatne zmęczenie sprawiały, że czułam się jak lekko odurzona 😉

Weszliśmy do naszego pokoju. Pierwsze co zrobiłam po zrzuceniu z siebie torby to sprawdzenie widoku zza zasłoniętych zasłon. Czułam się jak dziecko biegnące do prezentów pod choinką i.. znajdujące ten swój wymarzony. Widok zapierał dech w piersiach – tak napisaliby w gazetach. Ten przeszklony po całej ścianie apartament to nagroda za ciężką pracę – pomyślałam sobie. Cudownie oświetlone wielkie budynki, przejeżdżające auta i ciemne niebo.. Właśnie o to mi chodziło! Serce biło jak szalone.

“Już 22! Ogarniamy się i idziemy na kolację” – powiedział Łukasz i tak zrobiliśmy.
Kolacja na 72 piętrze naszego hotelu to było uwieńczenie tego dnia.
Zmęczenie całodniową trasą było niczym w stosunku do ekscytacji jaką wywołał w nas widok z balkonu najwyższego piętra. Podbiegliśmy do barierek i napawaliśmy się widokiem najwyższego budynku na świecie mając go na wyciągnięcie ręki. Światła, światełka i kolory zupełnie jak na świątecznej choince – pomyślałam.

Zjedliśmy najdroższą kolację, wypiliśmy napoje bezalkoholowe (w Dubaju w większości hoteli nie ma alkoholu, w sklepach nie ma wcale, w restauracjach tylko niektórych..), zrobiliśmy kilka pięknych zdjęć i poszliśmy zobaczyć basen. Nie miałam na sobie stroju kąpielowego, ale to nie przeszkodziło, aby wejść do super-orzeźwiającej wody. Wkoło znów przepiękny widok. Mnóstwo wielkich budynków, światła miasta żyjącego 24h, w tle cicha muzyka i świadomość, że jestem tu. Ta cudowna świadomość, że mogę tu być. Świadomość, że mogę tego doświadczać, bezcenna..

 

Kolejnego dnia podróż metrem naziemnym i znów ekscytacja. Ogromne budynki, piękno architektury, cudowne przeszklenia, majestatyczność. Aby być bliżej okna w przedniej części pociągu wsiedliśmy do gold class za co oczywiście dostalibyśmy mandat, gdyby nas skontrolowali. Chwila z podniesionym poziomem adrenaliny dobrze nam zrobiła 😉 W Dubaju istnieje podział na wagony dla kobiet i mężczyzn. Co w praktyce oznacza, że panowie nie mogą znaleźć się za różową linią, ale panie mogą podróżować w przedziale dla mężczyzn.

 

Pierwszym, co zwiedziliśmy była stara dzielnica Dubaju – Deira. Nie powiedziałabym, że wyglądała na starą. Budynki wprawdzie niższe, ale wciąż w miarę zadbane i nie szpetne. Jak stara dzielnica to i tania. Lampka zakupoholiczki włączyła mi się zatem momentalnie. Jednak perspektywa noszenia cały dzień wypchanej torby/plecaka sprawiła, że zdecydowałam się tylko na super-wygodne białe sportowe buciki, które to są ukochane po dziś dzień i do końca ich dni.
Zjedliśmy w najmniej turystycznym miejscu jakie spotkaliśmy licząc, że właśnie tam znajdziemy “tamtejszość”. Wciąż oczywiście mając w głowie słowa mam “nie jedzcie w przydrożnych knajpach”. I faktycznie, moje “danie” – ryż z warzywami i jajkiem było naprawdę dobre. Już ryż sam w sobie był naprawdę super-smaczny. Łukasz wybrał rybę z dużymi zębami. Łącznie z koktajlami owocowymi zapłaciliśmy około 50zł. Nie najtaniej, ale tanio jak na Dubaj..

Bo jak się okazało napoje do dań w restauracjach w sercu miasta to koszt ok 25zł za małą puszkę.. Albo za lody nieco więcej.. 😉
Znasz takie miejsca, w których bierzesz kubeczek nakładasz lody/owoce itd a później pani waży i płacisz tyle ile wskazała waga? Jak w kinie ze słodkościami. Pociągniesz w dół zbyt mocno i musisz wyskoczyć z kilku dych.
No właśnie. Mąż zapomniał się nieco. Pomyślał, że płacimy za kubeczek nie za to, co w kubeczku i postanowił sobie dogodzić. Ja ze swoim bardzo ostrożnie; po troszeczku każdego ze smaków, plus jedna truskaweczka, jeden żelek i dwa orzeszki.
Patrzę na Łukasza. I zaczynam się śmiać. Jego kubek wygląda jak gruby pan na szczudłach. Kubeczek przy tym co wychodzi z niego to te właśnie chude szczudła. Haha.
Łapię się za głowę i czekamy na wyrok. Tylko 75 zł za tego loda? Proszę 😉
Zjedliśmy wszystko. A jakie dobre! Za 15 nie smakowałyby tak bardzo 😉

Postanowiliśmy nie wracać do hotelu cały dzień spędzając na zwiedzaniu, jako że Dubaj to naprawdę ogromne miasto i pomimo świetnej komunikacji i super połączeń przemieszczanie się po nim stanowi wyzwanie. Czasowo i organizacyjnie nie jest lekko biorąc pod uwagę 35-stopniowy upał. Całe szczęście w każdym możliwym miejscu jest klima.

Kolejny nasz punkt stanowił hotel żagiel. Podjechaliśmy metrem, a następnie taxówką pod samą plażę. A jako, że plaża, to trzeba się przebrać w strój kąpielowy. Na całej plaży pod Burj al Arab TYLKO jedna łazienka/przebieralnia. Kolejki niesamowite.. Mnie zeszło nieco szybciej, więc czekałam chwilę na Łukasza. Zauważyłam kątem oka, że wciąż przygląda mi się jakiś chłopak. Po urodzie wnioskuję, że tamtejszy. W Polsce nie zwróciłabym na to uwagi, ale tam, czekając sama, poczułam się niekomfortowo. Założyłam pareo na kostium, aby zakryć ciało, odwróciłam wzrok. Jednak chłopak wyciągnął telefon i widzę, że próbuje zrobić mi zdjęcie. Odwróciłam się, odeszłam kilka kroków dalej. Zaczęłam panikować i udawać rozmowę przez telefon. Na szczęście zjawił się już Łukasz i mogłam poczuć się bezpiecznie. Nagle owy chłopak podchodzi do nas niepewnie. Wyciąga telefon i łamaną angielszczyzną pyta, czy może zrobić sobie z nami selfie. Mocno zdezorientowani i delikatnie oszołomieni dziwną sytuacją uśmiechnęliśmy się do zdjęcia. Z dwojga złego wolałam zdjęcie, nad którym mam kontrolę niż robione ukradkiem..
Dorabialiśmy potem wiele teorii do tego zdarzenia: od sprzedaży nas szejkom przez nieco śmieszniejsze – “na pewno czyta twojego bloga i cię poznał” aż w końcu stanęliśmy na wersji “chciał się pochwalić na insta, że spędza fajnie czas na plaży z białymi znajomymi”.

Poplażowaliśmy na cudownej plaży na miękkim, białym piasku czując ciepło morskich fal.
Byliśmy w miejscu, z którego nie chcieliśmy wracać. Słońce chyliło się ku zachodowi jak w książkach, a ciepłe światło idealnie ukazywało szczęście na naszych buziach. Zatrzymaliśmy te chwile na zdjęciach i pomaszerowaliśmy w kierunku baru, w którym to napoiliśmy się świeżą zimną wodą prosto z kokosa.

Idealna pogoda, miejsce i czas – takie właśnie chwile zostają w pamięci. Nie najcudowniejszy most świata, nie najwyższy budynek świata, ale właśnie ciepło zachodzącego słońca, zapach wody z kokosa, przyjemna rześkość w żołądku, odbijający się w okularach wzrok ukochanego, uczucie bycia kochaną i beztroska nicość to coś, do czego wracamy we wspomnieniach. Uczucia, emocje, kolory i zapachy – to właśnie tworzy szczęście..

cdn

  •  
  •  
  •  
  •  
  •  

komentarze w “Część 2: Zabieram Cię w wyczekiwaną, wymarzoną podróż” (2)

  • Alkohol jest w sklepach w Dubaju, ale do lipca mogli go kupić jedynie niemuzułmańscy rezydenci. W lipcu prawo dotyczące licencji zmieniło się i również turyści mogą bez problemu zakupić alkohol 😉
    A co do zdjęcia z lokalsem – kolor Twoich włosów, który mimo wszystko jest dla nich egzotyczny 😉 wiem coś o tym 😉 spędziłam tam kilka miesięcy i czułam się jak lokalna celebrytka 😉

  • Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.