Część 1: Zabieram Cię w wyczekiwaną, wymarzoną.. podróż

“OOOO, baby!” powiedziała zadowolona Pani Tajka kładąc mi rękę na brzuchu podczas masażu stóp. Zrobiło mi się trochę głupio, ponieważ z wagą nigdy miałam problemu, a mój brzuch wyraźnie odstawał skoro Pani Tajka stwierdziła ciążę. Szybko wybuchnęliśmy śmiechem odpowiadając Pani Tajce “no, no, too much food” 😀
To prawda – tego dnia nie jadłam zbyt dobrze – kilka coli w butelce, lokalne piwo i trochę śmieciowego jedzonka..Ale takiej coli, wiesz, jak była kilka lat temu u nas – ta wysoka w szklanej butelce z długą szyjką. Prawda, że smakowała lepiej?
W ogóle napoje pite ze szklanki smakują inaczej niż z plastiku; ze szklanej butelki inaczej niż z puszki, z kufla inaczej niż z kubka. To niesamowite, że ta sama ciecz zmienia swój smak podczas picia jej z innego naczynia. Ale to, co piszę jest tak jasne jak to, że każdy chciałby śnieg z lekkim przymrozkiem w święta. Są rzeczy, o których wszyscy bądź przynajmniej znaczna większość myśli tak samo, prawda?
I tak jest z całym mnóstwem innych tekstów, np “7 dni wakacji to za krótko, 14 za długo, ale 10 to jest idealnie”. Nie wiem, czy Ciebie też to tak bardzo śmieszy jak mnie? Urocze są takie utarte teksty 🙂

Kiedy już dopada mnie wena i mam chęć pisać, wtedy najchętniej siadam sobie na podłodze na dużej poduszce, mój poręczny komputer kładę na stoliku i opierając się o kanapę zaczynam pisać.
Musi być komfortowo i miło. Najlepiej w samotności. Wtedy można siedzieć i pisać. Nie, nie z kieliszkiem wina w ręku.
Nie jestem typem kobiety lubiącej wino (co nie znaczy, że wóda to mój przyjaciel), a czasem bym chciała. Tak sobie wrzucić na instagrama, że czytam książkę i popijam winko z pięknego wielkiego kieliszka. Albo spotykam się z psiapsiółkami na winko. Niestety nie lubię. Chyba, że gazowane – Martini <3 ale wtedy bym nie popisała za długo..
Ale nie o tym.

Zatem może od początku.
W kwietniu Łukasz przeglądając telefon krzyczy:
“Znalazłem supertanie loty, takie jak chcieliśmy!”
“Extra, za ile, na kiedy?” – odpowiadam równie podekscytowana na myśl o Tajlandii, którą planowaliśmy zwiedzić jesienią.
“Dwa dwieście za osobę za przelot Dubaj – Tajlandia i z powrotem. 3 dni w Dubaju, 10 w Tajlandii, wylot 31-go października”.
“O kurcze, ale super! Dubaj podobno jest przepiękny, bierzemy!” – mówię.
W drodze na obiad do rodziców dograliśmy całą sprawę. Czyli w 15 minut. Spontaniczne decyzje się czasem opłacają. Najczęściej się opłacają. Im mniej czasu do namysłu, tym lepiej. Dla mnie. Uwielbiam takie działania.

“Zupa na stole, zaraz wystygnie” – powtarza w kółko mama.
“Już, już kończę rezerwację” – odpowiada z podnieceniem w głosie Łukasz.
I stało się. Zarezerwowaliśmy nasz – jak dotąd – najdłuższy i najbardziej odjechany wyjazd.
Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie nie pamiętałam smaku pomidorówki jak wtedy.
“Jak to lecicie za pół roku do Tajlandii, zgrzało was?” – mówi zaskoczona mama Krysia.
“Tak, właśnie kupiliśmy bilety” – odpowiadam.
“A skąd wiesz, co może się stać za pół roku (wszystko), przecież to inny klimat (i co?), czy z Twoim zdrowiem to bezpieczne (przekonam moje zdrowie, że tak)” – martwiła się wkoło mama.

“Dubaj? Tajlandia? Słyszałam, że tam tak niebezpiecznie. Podłożą Wam narkotyki. A tam są takie straszne więzienia” – nakręcała się mama Wiesia.

Cieszyliśmy się jak głupi bez względu na wszystkie obawy, opinie i komentarze.

Kupno biletów wcześniej ma sporo plusów:
a) możesz wyhaczyć tańszą ofertę,
b) możesz lepiej zaplanować podróż (my naszą i tak planowaliśmy szczegółowo 1-2 tyg przed, ale jeśli ktoś jest super zorganizowany ma taką szansę ;),
c) możesz zrobić dobrą formę (z doświadczenia wiem, że 4 tygodnie przed to i tak spoko czas 😉 tzn tak człowiek tylko myśli..)
d) rozkładasz koszty w czasie – opłacasz hotele wtedy, kiedy chcesz/możesz, dokupujesz potrzebne rzeczy systematycznie.

Najbardziej denerwuje mnie, że po sezonie nie da się już kupić: stroju kąpielowego, olejków do opalania (lub w dużym okrojeniu), klapek, akcesoriów do pływania, letnich ciuchów itd. W czasach, gdy tylu ludzi wyjeżdża w okresie jesienno – zimowym w ciepłe miejsca powinna być taka możliwość. Tak tak, wiem, jest internet. Jednak ja pewnych rzeczy w sieci nie zamówię.. Więc trzeba myśleć z wyprzedzeniem i kupować na zaś. Szczególnie ciuszki, oczywiście 😉

Postanowiliśmy rozłożyć nieco koszty i bukować hotele wcześniej.
Pierwsza decyzja – przynajmniej jeden z nich musi być wypasiony. A gdzie można spotkać wypasione hotele? Oczywiście, że w Dubaju. Zatem na 3 dni zarezerwowaliśmy niesamowicie odjechany hotel o nazwie Gevora. Wybudowany 6 miesięcy wcześniej tytułowany najwyższym hotelem ŚWIATA stał się moim numerem jeden. 

Kolejno już nieco tańsze: w Patong (Phuket – Tajlandia) – Hello Patong Hotel, Koh Yao Yai (wyspa Tajlandii) – Haeven Beach Resort, Bangkok (Tajlandia) – Bangkok Center Hotel, Phuket – Place Phuket Hotel.

Tak w ogóle, wybieranie hoteli u nas to jakaś kpina. Serio. Kiedy już z setek (rezerwujemy tylko na booking.com) wybierzemy top 10 zaczyna się.. Który jest bliżej lotniska, który ma basen, który ma lepsze opinie, który jest tańszy, a który ma lepsze zdjęcia na tripadvisor.
Kiedy już wybierzemy dwa najlepsze rzucamy monetą. Orzeł to hotel X, reszka Y.
Chwila prawdy, moneta ląduje na podłodze i…. reszka.
“Hm… to co, jeszcze raz rzucamy?” – proponuję.
“Tak” – odpowiada ze śmiechem Łukasz.
No to siup do góry… i…
“Ej, ale teraz to już naprawdę, co wyjdzie, to rezerwujemy” – mówię poważnie.
“Okej” – Łukasz.
Po czym bukujemy to, na co wypadnie i odwołujemy rezerwacje na dzień kolejny, po czym szukamy od nowa. To zdecydowanie najgorsza część naszego planowania.
Całe szczęście ostatecznie jesteśmy zadowoleni. Z niego najbardziej:

Kolejnym etapem po zabukowaniu hoteli było zaplanowanie, co będziemy zwiedzać.
Zupełnie inaczej niż miało to miejsce w przypadku dotychczasowych wycieczek. Wtedy to zawsze działaliśmy na spontanie i na wyczucie.
Ale tak daleka podróż musiała być dokładnie przeanalizowana.
Zatem mój mąż analityk logistyk namalował oś czasu według której to mieliśmy się przemieszczać z punktu A do punktu B.
Ale! To nie była zwykła oś. Była to oś z podziałką na godziny.
Tak tak. W praniu wyszło, że jednak nie wszystko da się zaplanować godzinowo, jednak wszystkie punkty zapisane na osi zostały odwiedzone.

Im bliżej terminu wyjazdu, tym więcej rzeczy na głowie. Tym więcej rzeczy do kupienia. Tym więcej kasy potrzeba. Loty, hotele itd to jedno, a kupić i dokupić rzeczy potrzebne to drugie.
Zatem wyjazdy tego typu do najtańszych nie należą.
Wcześniej nie myśli się o rzeczach typu szczepienie (ja dla własnego bezpieczeństwa wykonałam WZWa oraz szczepienie przeciwko durowi brzusznemu- 380zl całość – około miesiąc przed), ubezpieczenie (z Generali ok 300zł za 2 osoby), antybiotyk w razie W (ok 100zł) probiotyki no i wszystkie rzeczy, których nie masz, a chcesz mieć jak maska, rurka, kremy, olejki itd itp.
Apropos kamerki goPro, którą kupowaliśmy Taka anegdotka.
Przy zakupie zastanawialiśmy się długo nad kartą pamięci do niej.
“128Gb starczy, czy może lepiej 256?”
Około 20 minut staliśmy i dyskutowaliśmy. Sprawdzaliśmy ile zajmują filmiki, w jakiej rozdzielczości, ile nagrania zmieści się na 128Gb, a ile na 256..
Po czym wróciliśmy do domu z 128-ką, a Łukasz złamał ją podczas odpakowywania..
Tak więc.. nie warto dużo myśleć..

Jedną z atrakcji, którą zabukowaliśmy wcześniej – przed wyjazdem był wjazd na Burj Kalifa, czyli najwyższy budynek świata (w Dubaju). 828 m wysokości, wart 1,5 miliarda dolarów otwarty został w 2010 roku. Słyszeliśmy, że warto zarezerwować sobie wcześniej dzień i godzinę, aby się nie stresować, że zabraknie miejsc. I dobrze zrobiliśmy, bo nawet posiadając już bilet musieliśmy stać w gigantycznych kolejkach. Tak wielkich, że postanowiliśmy trochę oszukać system, ale o tym później.

Byłam w dość mocnym szoku, gdy dowiedziałam się, że wjazd na najwyższe 163 piętro kosztuje blisko 1500 zł za 2 osoby! Na początku myślę sobie “dobra, raz się żyje, będąc w najwyższym budynku świata bądźmy najwyżej jak się da”. Po czym ochłonęłam i zamówiliśmy bilety na 125 piętro za 500zł za naszą dwójkę. 

Kolejna rzecz do zrobienia przed wyjazdem: forma. 
Najlepiej życiowa. U nas jak ze wszystkim, jak robimy coś to na 100 procent, więc mocno i z przytupem weszliśmy w tryb FORMA 7 tygodni przed. A 4 ostatnie ze 100% czystą dietą. I udało się. Byliśmy w miarę zadowoleni. 

Gdy już wszystko załatwione, dograne, odliczamy dni i godziny. To takie przyjemne mieć na co czekać..

..No więc jesteśmy już na lotnisku. Całe szczęście w południe. Nie zarwaliśmy nocy, zdążyliśmy zjeść smaczne śniadanko i kolejny posiłek, wyspaliśmy się. W miarę. Kilka relacji na insta – obowiązkowo zapisane w “wyróżnionych”, fotki, skoki ekscytacji i lecimy. Lot do Dubaju był dość dziwny, ponieważ ruszając w południe, za około 2h za oknami było już ciemno. Ze względu na 3h przesunięcie czasowe i szybki zachód słońca.Blisko 6h w samolocie to nic przyjemnego. MImo, że latałam już wiele razy i byłam psychicznie przygotowana, nie czułam się dobrze. Ze względu na to, iż chcieliśmy zmieścić się w 30kg bagażu głównego nie wzięłam żadnej książki (czego ogromnie żałuję z perspektywy czasu.. Wolałabym nie zabrać czegoś podobnego wagowo, zabierając książkę) oraz zapomniałam zapisać moją playlistę ulubionych ze spotify, więc nie miałam totalnie nic, czym mogłabym zająć się przez ten czas.

Lecieliśmy liniami Fly Dubai (z Pl do Dubaju – prawie jak Ryanair, tylko rozdają darmową wodę i mały posiłek) oraz Emirates (Dubaj- Tajlandia). Emirates’ami lecieliśmy poraz pierwszy. Słyszeliśmy o niesamowitym komforcie, udogodnieniach itd. Zatem przygotowałam się na luksus. Wchodzimy. Fotele w złotym kolorze, piękne stewardessy rozdające szampan w kieliszkach, tyyyyyyle miejsca na nogi. Poduszeczki, kocyki, wysuwane stoliki i mnóstwo przestrzeni. Oczy zaświeciły mi się ze szczęścia.. 
“Proszę przechodzić dalej, to biznes klasa” – przywróciła mnie na ziemię stewardessa.

No to idziemy czując się trochę jakbyśmy zawadzali Państwu bizness-klasowemu. Kolejny “przedział” (kurcze, te samoloty są takie wielkie!”) nie dużo gorszy – bardzo fajnie – myślę sobie. Nie ma wprawdzie bąbelków w kieliszku ale stewardessy wciąż uśmiechnięte podają poduszeczki, miejsca na nogi dużo więcej niż w Ryanai’rach. I kolejne upokorzenie “Klasa ekonomiczna jest dalej” – i już wiem jak czuł się Jack z Titanica 😉
Wchodzimy dalej. Stewardess brak, ciasno, brudno, szczury na podłodze. Poza tym jakby klimy zabrakło i wszędzie czuć było swąd palonego ciała.
Taki żarcik 😉
W economy class nie było ani dużo miejsca na nogi, ani szampana, stewardess też na początku nie (chyba musiały najpierw zaspokoić pragnienia sfer wyższych), ale i tak był wypas w stosunku do Wizz airów itd. Na suficie piękne “gwiazdki”. Kocyk, poduszeczka, słuchawki i tablecik w zagłówku dla każdego. Full opcja jedzenia, picia, alkoholi i przekąsek. Spośród wszystkich alkoholi, napojów, chipsów itd wybrałam wodę i sok pomarańczowy. Na cały lot, prócz serwowanego posiłku (można z kilkudniowym wyprzedzeniem wybrać opcję bez laktozy/glutenu itd). Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy zamawiają coś tylko dlatego, że jest darmowe doprowadzając się często do przykrego stanu. Stewardessy przemiłe i w większości bardzo ładne. I to były chyba jedne z kilku ładnych Azjatek jakie widzieliśmy..
Bo Azjatki, te z kategorii o nazwie Asian Girl w zakładce, to zupełnie inna bajka. Niestety mocno mija się to z rzeczywistością. Otóż Azjatki w Tajlandii to w 80% kobietki owszem, dość drobno ciałkowe, ale dość aseksualne. Większość z nich pomimo niskiego wzrostu ma wielkie stopy, często bardzo zaniedbane. Ubrania, które noszą są.. nieatrakcyjne. Ich cery (naprawdę w znacznej większości!) są tragiczne (coś musi być na rzeczy, bo ja przyjechałam z mocno wysypaną twarzą). Nie piszę o tym absolutnie dlatego, że chcę kogoś urazić, wyśmiać, czy cokolwiek mającego wydźwięk negatywny. Po prostu każdy z nas ma o czymś Jakieś wyobrażenie. Ja miałam zupełnie inne i mocno minęło się to z rzeczywistością. A każdy z nas lubi przecież piękno.

cdn

  •  
  •  
  •  
  •  
  •  

komentarze w “Część 1: Zabieram Cię w wyczekiwaną, wymarzoną.. podróż” (11)

  • Dziewczyno 2200 za bilet to normalna cena. Nawet za duża wiec nie ma się czym szokować 🙂 Do zwiedzania wybrałaś najgorsze miejsca więc ciężko powiedzieć, że zobaczyłas piękne miejsca Tajlandii. Phuket nie jest dobrym wyborem wierz mi. Ja bilety znalazłam za 1200 i to jest promocja. Co do lotów to wydaje mi się, że trochę pitolisz ponieważ w cenie lotu masz jedzenie a nie musisz nic dobierać po drugie standardy jest dużo lepszy niż w taniech liniach.
    Zamiast się cieszyć wycieczką to opisujesz to troszkę dziwnie. Szkoda.
    Pozdrawiam

    1. O kurcze lot Polska – Dubaj – Tajlandia – Dubaj – Polska za 1200zl Emirates ami? W takim wypadku mocno przeplacilismy ?❗
      I niepotrzebnie się szokowalismy.. ?
      Dokładnie, tak jak napisałam w poście posiłek jest w cenie lotu podobnie jak napoje, alkohole, przekąski ? coś musiało umknac Twojej uwadze, to pewnie przez pozna godzinę ?
      Standard jak opisałam – duzo lepszy. W Ryanair nie ma tabletów, kocykow i gwiazdek na suficie ?
      Czy najgorsze miejsca wybralismy.. Hm
      .. Nie doczytujac reszty postow można mieć faktycznie takie wrażenie.. Phuket traktowalismy jak bazę wypadową do wycieczek na wyspy i parku narodowego, bo masz rację samo w sobie to miasto nie oferuje nic. Wiedzieliśmy to, dlatego zaplanowaliśmy nasza wycieczkę właśnie tak, a nie inaczej:) również żałuję, że nie moglismy zwiedzić więcej (choć jeszcze nie napisałam co zwiedziliśmy), ale 10dni na taki kraj to dość mało. A nasz plan i tak był bardzo mocno napiety. Północy Tajlandii niestety nie ogarneliśmy wcale ze względu na zwiększone ryzyko malarii.. A wiem, że jest przepiękna ?
      Reasumując :jak w tytule wycieczka życia. Fantastyczna..

  • Hmm dziwnie to opisane. Trochę odpychające a nie zachęcające do podróży. Co do urody azjatyckich to napewno kwestia gustu a każdy stopy ma takie jak o nie dba 😉 z podróż moich mogę zaobserwować, ze to Polki przesadnie dbają o sobie. Bo każda musi mieć wszystko zrobione na błysk aby ładne zdjęcie było najczęściej z makijaże na plaży – po czym obsypać tez może 😉 😉 pozdrawiam

    1. Nie sądzę, że Ktoś dba o sobie, aby zdjęcie wyszło ładnie 🙂 dla jednych kobiet dbanie o siebie to umycie się, dla innych comiesięczne pedicure, dbanie o włosy paznokcie i cerę, a jeszcze u innych full make up i tapir na włosach.
      Całe szczęście istnieje wolność słowa i myśli, która ją wykorzystuje, podobnie jak Ty.
      Pozdrawiam

      1. A jednak po to się dba o siebie aby wyglądać lepiej, ładniej i atrakcyjniej czym później w efekcie można pochwalić się na zdjęciach 🙂 i tu chyba zgodzisz się z mną prawda ? Co miesięczne pedicure fakt zgadzam się ale nie hybryda pod która zbiera się masę bakterii i zarazków. Maja tak idealne miejsce na rozwój pod warstwa lakieru. Dlatego tego nie nazwałabym dbaniem o stopy a wręcz przeciwnie. Pozdrawiam

  • Szczerze!
    Widząc po zdjęciach na insta lans i mega nie szczery uśmiech wszystko naciągane jak ta cała historia z podróżą życia!
    Ble żenada i tandeta
    Zero pojęcia o podróżowaniu

  • Jejku jak czytam komentarze, mam wrażenie, że pisze je jedna i ta sama sfrustrowana osoba ?? jej więcej luzu, ludzieeee! Marta fajnie się czyta, chce więcej 🙂

  • Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.